AA za kratami
W Zakładzie Karnym w Gorzowie Wlkp. od 34 lat funkcjonuje grupa Anonimowych Alkoholików "AZYL", która na przestrzeni wskazanego czasu współpracowała z różnymi zewnętrznymi podmiotami. Aktualnie wspierana jest przez lokalną grupę "AUXYLIUM". Z uwagi na to, że temat jest nam funkcjonariuszom bliski miałam okazję skorzystać z zaproszenia do udziału w XIV Ogólnopolskich Warsztatów Niesienia Posłania AA do Zakładów Karnych i Aresztów Śledczych, które odbyły się w Łazach. Z uwagi na tematykę przybyło wielu gości. Wśród nich byli, zarówno sami anonimowi alkoholicy, którzy dzielili się swoimi doświadczeniami, jak i przedstawiciele służby więziennej, a wśród nich Dyrektor OISW w Koszalinie płk Artur Koczerba.
Zanim jednak przejdziesz Drogi Czytelniku dalej, to zastanów się proszę nad tym czym dla Ciebie jest AA? Jakie masz skojarzenia i przekonania na temat tej wspólnoty? No właśnie... bo któż nie zna tego skrótu. Myślę, że tylko najmłodsi są w tym nieświadomym gronie. Jednak oni są bardziej łaskawi w swych komentarzach niż przeciętny Kowalski. Niestety, wielokrotnie widziałam uśmiech w kącikach ust osób nawiązujących do AA lub uczestniczących w rozmowach na ten temat, czy żartach mających rozbawić uczestników. Nie powiem, zdarzali się też inni, tj. tacy, którzy bazowali na osobistym doświadczeniu lub świadomości znajdującej się na właściwym torze. Mam tu na myśli faktyczną wiedzę, a nie wyłącznie przekonania. Dlatego w tym miejscu pozwolę sobie na osobiste stwierdzenie, że jednak wolę mówić, gdy wiem, a nie tylko myślę, że wiem. Naturalnie jedno nie wykucza drugiego, ale jakże krzywdzące bywają opinie tych, którzy nie wiedzą, tylko myślą, bo takie mają wyobrażenie. Dodam tylko, że właściwy tor nie oznacza wyłącznie uznania, że AA to alternatywa właściwa, jedyna, najlepsza. Nawet sama tak nie uważam. To postawa tolerancji, zrozumienia, a także zgody na to, że jest to droga ku zmianie. Oczywiście nie dla każdego, ale zapewne dla niejednego.
Tyle tytułem wstępu, bo wprawdzie nie o przekonaniach miało być, ale zaczepnie chciałam zachęcić do przyjrzenia się sobie - tak każdy z osobna - wiem, czy myślę, że wiem. Odpowiedź, nie publiczna, więc milczeniem pozostanie.
A ja wiem i to nie tylko dlatego, że myślę, że wiem, ale też dotknęłam, widziałam i słyszałam. Lata temu, gdy uczyłam się terapeutycznej profesji, otarłam się o AA. Zgrzeszyłabym mówiąc, że dobrze znam ich filozofię i mechanizm działania. Jednak jest kilka kwestii, które przykłuwają moją uwagę, a w ślad za tym podziw i uznanie. Pomyślałam, że wokół mnie tylu psychologów, terapeutów, pedagogów. Wśród nich wiele fantastycznych osób, które swą wiedzą i oddaniem pomogli rzeszy ludzi. Jednak zazwyczaj czynimy to zawodowo. Chociaż bywa i tak, że i nas wolontariat sięgnie. No właśnie i tu pojawia się zasadnicza różnica w tym profesjonalnym i nieprofesjonalnym pomaganiu.
Ostatni weekend (08-10.04.2022 r.) spędziłam nad morzem, ale nawet go nie widziałam. Powodem tego był udział w zajęciach, które realizowane były w ramach w/w warsztatów Czas był wypełniony "po brzegi" – od rana do wieczora. Dużo spotkań, rozmów, osobistych historii, wymiana doświadczeń, nowa wiedza, a więc i odświeżone spojrzenie na spraw wiele. Między innymi to, iż wspólnota niewątpliwie ewoluuje. W moim odczuciu pojawiły się nowe inicjatywy, program i rozwiązanie. Wprawdzie to nic czego w teorii nie było, ale w praktyce chyba dużo się zmieniło. To jednak nie temat na teraz. Dzisiaj chciałam tylko podzielić się myślą, która podczas warsztatów mi towarzyszyła. Otóż, od dawna tak wyraźnie nie dotknęłam pracy - służby na rzecz drugiego człowieka jak tu wśród członków wspólnoty AA. Usłyszałam i zobaczyłam tych, którzy od miesięcy, a nawet lat, nie mając materialnej korzyści, ani też zwrotu kosztów, odwiedzają osadzonych. Dodać należy, że nie zawsze w miejscu swojego zamieszkania. Czasami pokonują dziesiątki lub setki kilometrów, wyjeżdżają wieczorem, na miejscu są dopiero rano. Stoją pod bramą jednostki, by wejść na godzinę lud dwie do swojego podopiecznego z konkretnym posłaniem / programem. Doświadczając tego wszystkiego przyszła mi myśl jeszcze jedna. Czy i na ile my po tej drugiej stronie ułatwiamy im powyższe? Czy na czas listy robimy, czy o przepustki dbamy, aż wreszcie czy chętnie ich wpuszczamy? Ci ludzie kawał dobrej roboty wykonują. Warto więc ułatwiać im to zadanie, bo nic to nas nie kosztuje, a jest szansa, że niektórym życie uratuje. Tak własnie mówią czasami nasi osadzeni: "Zakład Karny uratował mi życie". To samo kilkakrotnie na warsztatach wybrzmiało: "Dzięki AA żyję". Wniosek nasuwa mi się taki, że chociaż życia za nikogo nie przeżyję, decyzji za nikogo nie podejmę, ani też działać w imieniu kogoś nie będę, to zrobić powinnam wszystko co mogę, by wybrali dla siebie właściwą drogę. Zwracam się więc do wszystkich funkcjonariuszy, że zrobić można dużo, a niby tak niewiele, a mianowicie pomagać nie torując innym drogi.
Tekst: kpt. Marta Sprengel-Pieczyńska - specjalista DT w ZK Gorzów Wlkp.
Fot. mjr Andrzej Tankielun - kierownik DT w ZK Barczewo