10 sierpnia odbyła się XV edycja kultowego biegu Katorżnika, która przyciągnęła prawie 1500 biegaczy z Polski i zagranicy. Na starcie biegu ponownie stanęli przedstawiciele Służby Więziennej.

W Biegu VIPów wystartował kpt. Krzysztof Sitnik kierownik działu ochrony w Zakładzie Karnym nr 2 w Strzelcach Opolskich, który to odnotował kolejny sukces biegowy, wygrywając swój start, z przewagą około 6 min. nad drugim na mecie zawodnikiem. Poniesiony wysiłek oraz wypracowana w mozolnym, codziennym treningu sprawność zostały nagrodzone, radością ze zwycięstwa oraz pamiątkowym medalem i pucharem.

Natomiast funkcjonariusze z Zakładu Karnego w Sierakowie Śląskim wystartowali w biegu drużynowym. Drużyna w składzie por. Paweł Kompala, mł. chor. Leszek Kudliński, sierż. Marcin Jakubowski, plut. Michał Gatner, szer. Piotr Silke, Monika Bryś oraz Adam Kmieć i Adam Witos.

Zakład Karny w Sierakowie Śląskim od wielu lat pomaga przy biegach organizowanych przez WBK Meta. Tak było również podczas tegorocznego Katorżnika. Skazani przebywający w naszej jednostce pomagali zarówno w przygotowaniach, jak i w organizacji samego biegu. Brali udział w pracach związanych z przygotowaniem i zabezpieczeniem trasy, ustawieniem miasteczka biegowego, przygotowywali przeszkody terenowe, transzeje i drabiny. W takcie samego biegu dbali o porządek i podawali wodę.
 

Poniżej przedstawiamy relację z biegu naszego kolegi  plut. Michała Gatnera:

XV edycja Biegu Katorżnika była moim drugim startem, więc mniej więcej wiedziałem czego się spodziewać. Mniej więcej, bo organizatorzy dbają o to, by pomimo tego samego miejsca nie wkradła się tam monotonia. Na linię startu przybyłem jak zwykle spóźniony, więc nie było zbyt wiele czasu na analizę tego, co za chwilę miało się wydarzyć. Jednak na twarzach, co niektórych osób dało się zauważyć strach i niepewność. Nic dziwnego, nie jest to typowy bieg. W sumie, to z biegiem nie ma za wiele wspólnego. Bardziej trzeba pracować głową. Pierwszy etap to woda. Z linii startu ruszyłem razem z kolegą, który zapisał się w ostatniej chwili i dalej nie wiedział czy dobrze zrobił, jednak padł strzał, ekipa ruszyła, nie było odwrotu. Długi przemarsz wodą, przez trzciny z niezliczoną ilością ziarenek piasku w butach dobiegł końca. Trochę suchej nawierzchni i znowu woda. Potem przemarsz rowem wodnym, w którym pojawiło się pierwsze błoto i przeszkody w postaci, drzew i mostów. Trasa w większości składała się z takiej wymiany wody i błota, czasem trochę łąki lub lasu. Naprawdę tylko czasem. Wszystko szło zbyt dobrze i los postanowił nam utrudnić ten mimo wszystko już trudny bieg. Koledze zaczęła odklejać się podeszwa od prawego buta. Było to na ok. 3 kilometrze trasy. Pytanie uczestników o taśmę za każdym razem kończyło się fiaskiem. Osoby postawione na trasie przez organizatora również nie były w stanie pomóc. No tak. Katorżnik, czyli jak się przygotujesz, tak sobie później musisz radzić. Trochę mojej winy w tym było, bo na pytanie 'co mam wziąć?' odpisałem, że takie rzeczy, które potem wyrzucisz do kosza. To i but z niepewną podłogą się znalazł. Próba utrzymania go z resztą trzewika za pomocą taśmy została szybko zweryfikowana przez naturę. Taśmę pochłonęło błoto, w którym nogi tkwiły po same pachwiny. Dlatego od ok 4, może 5 kilometra zaczęła się próba charakteru, ponieważ podeszwa całkowicie odpadła i została gdzieś na trasie. Perspektywa reszty drogi w skarpetce nie uśmiechała się za bardzo. No ale poddać się też głupio. Przecież na mecie czeka wyjątkowa nagroda. Ciężka podkowa - medal za ukończenie biegu. Rowy błotne były bogate w konary, dlatego szedłem pierwszy, żeby zbadać teren. Wyczekiwane momenty przejścia jeziorem dawały chwilową ulgę, żeby potem znowu poczuć interakcję z błotem. Czas wcale nie mijał nieubłaganie. Mieliśmy go sporo na rozmowę przy podniesionym tętnie. Na pytania 'ile jeszcze do końca?' wiecznie słyszeliśmy fałszywe odpowiedzi. Głowa znowu musiała pracować na wyższych obrotach i jakoś sobie z tym radzić, że 45 minut wcześniej ktoś powiedział, że za ok 1 km, chwilę przed metą jest punkt z wodą. Postój i wodopój był, ale półtorej godziny dalej. Tam otrzymaliśmy napój izotoniczny i budyń czekoladowy. To był najlepszy budyń na świecie! Dodał trochę energii na jeszcze wcale nie końcową trasę. Tu było więcej terenu leśnego, ale brak buta nie pozwalał nawet na truchtanie, dlatego dzielnie szliśmy dalej. Znowu błoto i to taka ilość, że postawienie dwóch szybkich kroków graniczyło z cudem. Nagle słychać było coraz to wyraźniej dźwięk mety. Duży płotek przypomniał mi, że tak właśnie kończy się trasa i tuż za rogiem będzie ostatni podbieg po kamieniach. Schody w dół, kilka przeszkód, 'molo' i meta. Tak, daliśmy radę. W trzech butach! Dwie podkowy. Mission complete. Test charakteru Adama zaliczony! Po drodze wiele osób próbowało Nas pobudzić do biegu, ale jak tylko zobaczyli Jego nogę, to zostawiali szacunek i biegli bądź szli dalej. Całość zajęła Nam niespełna 5 godzin. W zeszłym roku dobrze się ustawiłem na starcie i bieg zakończyłem z czasem 2:37, ale wydaje mi się, że wtedy też było więcej biegania. Katorżnik to bieg, który jak mówią organizatorzy upadla, katuje i miesza z błotem. To prawda, ale przede wszystkim kształtuje charakter. Nie ważne, czy będziesz pierwszy, czy ostatni. Pokonaj go, a pokonasz swoje słabości. W zeszłym roku mówiłem, że byłem, zaliczyłem i raczej nie wracam, że wystarczy. Wróciłem i wcale nie mogę być pewny, czy za rok nie zrobię tego ponownie!

Tekst i zdjęcia: st. szer. Daria Boduszek, mjr Jarosław Timoszuk  

Galeria zdjęć

Generuj pdf
Znajdź nas również na
Serwis Służby Więziennej