Wszystkie ręce na pokład
– To był impuls. Zobaczyłam, co się dzieje, ludzie wrzucali filmiki i informacje do mediów społecznościowych. Wiedziałam, że muszę iść, że potrzebna jest każda para rąk – opowiada mjr Joanna Tatarczak, która mieszka w Nysie i na co dzień pełni służbę w tamtejszym zakładzie karnym. Akcja była dramatyczna. Wieczorem w Nysie zawyły syreny, burmistrz poinformował, że miastu grozi przerwanie wału przeciwpowodziowego i zapowiedział ewakuację mieszkańców. Na wieść o wyrwie mieszkańcy zaczęli zbierać się spontanicznie i ramię w ramię ze służbami walczyć, żeby ich miasto nie zostało zalane. – Nie wiem, ile nas było. Mnóstwo ludzi. Na początku po bezpiecznej stronie rzeki napełnialiśmy worki z piaskiem. Potem przeszliśmy na wał. Ustawieni jeden obok drugiego, w łańcuchu, podawaliśmy worki, umacnialiśmy uszkodzone miejsce. I tak do godziny pierwszej czterdzieści pięć – mówi Joanna Tatarczak.
To były ogromne emocje i ogromny wysiłek. Ale też wielka nadzieja. Bojowa atmosfera dodawała otuchy i wiary. „Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy”, mówią dziś ci, którzy pół nocy walczyli z żywiołem. „Wał nie puścił”, cieszą się. „To nic wielkiego, tak trzeba”, dodają. Wśród ochotników mnóstwo było funkcjonariuszy Służby Więziennej. Ze wszystkich działów. Byli wychowawcy, strażnicy, oddziałowi, więziennicy z działu kwatermistrzowskiego, z ewidencji. Dziś część z nich spotkała się w jednostce. Mimo trudnej nocy są szczęśliwi. Nysa została uratowana. – Jest ulga, dziś nawet zaświeciło słońce i most jest dostępny. Jest takie uczucie, że to może już koniec – mówi mł. chor. Bartłomiej Jenesky, który w nocy ładował i woził worki z piachem razem z całą rodziną.
– W takich momentach nie myśli się o strachu. Te emocje docierają do człowieka później, gdy już jest po wszystkim – mówi st. kpr. Damian Partyka z ozetu w Prudniku, który dzień wcześniej pomógł starszemu mężczyźnie wydostać się z zalanego auta. Funkcjonariusz skończył właśnie służbę w nyskim zakładzie karnym, gdzie w związku z sytuacją powodziową został poproszony o przyjście na dodatkową zmianę. Wiadomo, woda odcięła mnóstwo miejscowości, zalała drogi, nie wszyscy mogli dotrzeć do pracy. On i jego rodzina byli bezpieczni, wiedział, że może pomóc. Pod zakład karny zawiozła go żona, tak, żeby nie musiał zostawiać auta. Po pracy mieli spotkać się w umówionym miejscu. I wtedy okazało się, że most przy zakładzie karnym jest już zamknięty, służby nie puszczają ludzi.
– Byłem ostatnią osobą, która przeszła – opowiada funkcjonariusz. Szedł w mundurze, woda sięgała mu po pas, gdy nagle z pobliskich budynków usłyszał wołanie ludzi. Wskazywali na zatopione auto i krzyczeli, że w środku jest człowiek. Funkcjonariusz ruszył na ratunek. Wyciągnął z samochodu starszego mężczyznę, który poruszał się o kulach i wyprowadził go z wody. Potem razem z żoną zawieźli go do dalekiej kuzynki. – Na początku myślałem, że wezmę go do siebie, bo ten pan nie miał żony ani dzieci, a mieszkał po drugiej stronie rzeki. Ale potem okazało się, ze jest jakaś daleka rodzina, która może się nim zaopiekować – mówi funkcjonariusz.
– Atmosfera jest wspaniała, ludzie zaangażowani. Dziś od rana dzwonili z innych jednostek z pytaniem, czy czegoś nie potrzebujemy, czy jest ktoś, komu trzeba pomóc – opowiada ppor. Milena Sobierska, rzecznik prasowy Dyrektora Zakładu Karnego w Nysie i przyznaje, że u nich w jednostce też wszyscy mocno się wspierają. Widać solidarność i zaangażowanie. Powstały nawet grupy pomocowe, gdzie ludzie oferują wolne mieszkanie tym, którzy zostali zalani. A gdy trzeba było zapewnić prawidłowy tok służby i dowódca zmiany wydzwaniał funkcjonariuszy, którzy mogli uzupełnić brakujące składy, nikt się nie oburzał. – Kogoś zalało, nie mógł dotrzeć, na jego miejsce przychodzili inni, którzy byli w lepszej sytuacji. Poczucie wspólnoty, jedność. W Nysie są bardzo zgrani funkcjonariusze – mówi Damian Partyka. To też wpływa na nastrój, który panuje w jednostce. Wczoraj wieczorem mimo trudnej sytuacji, każdy wiedział, co ma robić: służba nocna skompletowana, woda pitna zabezpieczona, półprodukty do przygotowania posiłków na kolejny dzień na wypadek utrudnień pracy kuchni przekazane do Prudnika, transport więźniów z pawilonu na parterze zaplanowany, funkcjonariusze potrzebni do pakowania akt i dokumentów obecni. – Panuje spokój, sytuacja jest pod kontrolą, a osadzeni są gotowi do pomocy w usuwaniu skutków powodzi. Czekamy na znak od władz. Teraz trzeba miasto posprzątać, odbudować– mówi ppor. Milena Sobierska.
Więziennicy działają nie tylko w Nysie. Ci z Zakładu Karnego w Krzywańcu już dwa dni temu ruszyli na pomoc mieszkańcom pobliskiej wsi Cieszów. Napełniają worki piaskiem, umacniają wały przeciwpowodziowe na rzece Bóbr, pomagają mieszkańcom w ewakuacji. Funkcjonariusze z Zakładu Karnego nr 1 w Strzelcach Opolskich pomagają przy zabezpieczeniach w Krapkowicach i w Prudniku. Z Zakładu Karnego w Herbach działają w okolicach Raciborza i Herb, a z Aresztu Śledczego w Bytomiu, Zakładu Karnego w Jastrzębiu-Zdroju i Aresztu Śledczego w Katowicach w ramach służby w OSP są wszędzie tam, gdzie ich potrzebują.
Anna Krawczyńska
zdjęcia archiwa jednostek